220 metrów kwadratowych bałaganu

Jest, mamy to! Plan naszego nowego domu. Przestronny salon, lawendowa kuchnia, przytulne pokoje dla dzieci, rodzicielska sypialnia z wypasioną łazienką i garderobą, piękny taras… Chciałabym napisać, że oczyma wyobraźni piję na nim poranną kawę. Ale nie. Ja oczyma przerażenia SPRZĄTAM.

Właśnie tak można króko opisać moje największe zaskoczenie z ostatnich dwóch tygodni. Pewnego pięknego dnia spotkaliśmy się z Olą, która jest architektką/-em i projektuje nasz domek. Cóż, kto nas zna, może przypuszczać, że jesteśmy trudnymi klientami. Szczególnie Marcin, bo sam także jest projektantem. Choć może „trudnymi” to za dużo powiedziane. W każym razie wiemy dokładnie, jakie mamy potrzeby lokalowe: ile sypialni, łazienek itd. Wiemy, jak dom ma być nasłoneczniony. Wiemy, że powinien być podzielony na sensowne strefy, żeby nie biegać po nim bez sensu jak kot z pęcherzem.

I Ola, nasza architekt/-ka, spełniła nasze wszystkie założenia. Zrobiła to, co było nierealne…

Siedzimy u niej w domku. Pijemy pyszną kawę z półlitrowych filiżanek. Ola i Marcin dyskutują żywiołowo: to spoko, tu by się przydała mała poprawka, to fajny pomysł! A ja wiercę się smętnie, gapię się tępo, nie odzywam. Ciałem jestem w mieszkaniu Oli, ale duchem w naszym nowym domu. Ale nie, nie, nie – nie upajam się kawą na naszym tarasie. Raczej czuję niesprecyzowany niepokój. Próbuję sobie siebie zwizualizować. Tak, widzę to. Mam aseksualną koszulkę, brzydkie spodnie, kłaki mi sterczą. Na rękach mam długie, żółte rękawiczki. Łażę po tej chałupie, włócząc za sobą wiadro i szpitalnego mopa. Wiecie – to taki mop, który najpierw trzeba ręcznie wypłukać, potem założyć na prostokątne coś i już można szorować niekończące się szpitalne korytarze. Fachowo ten sprzęt nazywa się „mop płaski szeroki”. I może mieć nawet 110 cm szerokości…. Wow… Więc ja chodzę po naszym domu z tym mopem płaskim szerokim – wow… – i myję niekończące się podłogi…

Moje projekcje przerywają nieme spojrzenia Oli („nie podoba ci się plan…?”) i Marcina („źle się czujesz…?”). – Wszystko mi się podoba – mówię wreszcie. – Ale ja tu widzę 220 m kw. bałaganu…

*

Dziewczyna, z którą  mieszkałam przez rok w tym samym studenckim mieszkaniu, kubki po jogurcie sprzątała spod łóżka wtedy, gdy zaczynały żyć drugim życiem….

Znajoma, z którą spotkałam się niedawno, miała tak wypucowaną chatę (ma jedno dziecko), że przeszłaby test białej rękawiczki. Jeszcze mi nie powiedziała”cześć”, a już przepraszała za bałagan…

Nie jestem taka luzacka jak ta pierwsza i taka przewrażliwiona jak ta druga.

W naszym domu dopuszczamy:
– pozmywanie garów na drugi dzień,
– umycie podłogi dopiero wtedy, gdy pokryje się warstwą obiadu,
– samotną kulę pustynną pod kaloryferem,
– rozgardiasz w pokoju dzieci,
– ciuchy rozwieszone na krześle,
– bałagan w szafie z ciuchami (i sztućcami),
– pranie tylko raz na tydzień,
– mycie okien raz na pół roku.

Jeśli myślisz teraz, że trzeba do nas przysłać opiekę społeczną, to nie zostawiaj mi komentarza.

W naszym domu nie dopuszczamy:
– niewietrzenia,
– insektów,
– brudnej łazienki,
– sytuacji, w której nie byłoby gdzie postawić nogę,
– porozrzucanych po pokojach butów.

Mamy więc sporą tolerancję. Kryterium, według którego dzielimy niesprzątanie na dopuszczalne i niedopuszczalne, jest podział na „bałagan” i „brud”. Bałagan, czyli nieład, jest ok. Brud jest bardzo nie ok.

*

Sytuacja z analizowaniem naszego planu i moją projekcją pt. „Przejażdżka mopem płaskim szerokiem” miała miejsce dwa tygodnie temu. A ja cały czas mam ją w głowie, cały czas trawię. Zastanawiam się, dlaczego tak bardzo mnie to wtedy zdołowało. Bo zamiast się cieszyć, skuliłam się w środku, jakbym się chciała przed tym domem obronić.

I mam trzy teorie.

Pierwsza. Może podświadomie przypomniałam sobie scenkę z dziewczynami?
– Mamo, mamo, pobawimy się w zamek? – pyta Karola.
– Jasne. Kim chcesz być?
– Ja będę księżniczką a tata rycerzem.
– A Klara?
– Klara będzie kucharzem.
– Mhm. A ja?
– Ty? No ty przecież będziesz sprzątaczką i służącą.
– Aha…

Druga. Mam czasem wrażenie, że wszystkie sposoby na bałagan typu „trzeba zmywać na bieżąco”, „trzeba odkładać rzeczy na swoje miejsce” są jakimiś magicznymi zaklęciami, które z rzeczywistością (vide: dzieci) nie mają nic wspólnego. Bo musiałabym nie robić nic innego, tylko łazić i zbierać klocki, puzzle, sprzątać farby, kredki, książki itd. itp. nawet mi się wymieniać nie chce.

Teoria trzecia. Mam doła, bo brakuje mi na tym polu poczucia sukcesu. Nawet jeśli mamy błysk, to zaraz i tak z powrotem jest bajzel. Oczywiście, nie zwalam winy tylko na dzieci.

Też tak macie…? Potrzebuję pociechy na zasadzie „jak dobrze, że nie tylko ja mam tak źle”.

PS. Nie czekam na dobre rady w stylu „to se mniejszy dom zbudujcie”. Wbrew pozorom, metraż chyba nie ma znaczenia. Poza tym takiego potrzebujemy i taki nam się podoba. 🙂

8 Comment

  1. Agata says: Odpowiedz

    Madziu, chyba hormony Ci buzują chociaz przy karmieniu piersią powinnaś mieć cały czas hormonu szczęścia i zadowolenia pod dostatkiem… Kochana , ciesze sie ze będziecie mieć nowy dom i z całego serca Wam kibicujemy i wspieramy modlitwa!!! A bałagan jest bo żyją w domu ludzie, ma przeciez on(dom) nam służyć a nie my jemu, zatracając sie w ciągłym sprzątaniu!!! Sciskam cieplutko!!! I gratuluje bloga:)

    1. cogitka says: Odpowiedz

      Być może. 🙂 Ale ta myśl bywa przygniatająca. Pewnie, że dom ma służyć. Ale gdy jest wnim nieustanny – za przeproszeniem – burdel, to człowiek zamiast odpoczywać, tylko się męczy… Może miałam kiepski dzień, gdy to pisałam… 😉

  2. Bożena says: Odpowiedz

    Cześć Madziu 🙂 Bez kawy ale przyjemnie mi się czyta 🙂 przeczytałam wszystkie posty jednym tchem!!!
    Myślę, że nie masz wcale tak źle bo masz bajzel w chacie w pewnym umiarze 🙂 ja ten umiar niestety tracę ;( Moja siostra ma zawsze błysk, wszystko poukładane równiutko na półeczkach, lśniąca podłoga, kuchnia wygląda jakby jadała na mieście ale ona gotuje a okna myje co tydzień!!!!! naprawdę. wszystko to przy dwójce dzieci 5 i 4 lata. Ale……….sprząta, sprząta i sprząta. Choroba” czystej chaty” jest taka dalece posunięta, że w trakcie imprezki urodzinowej dziecka potrafi prezentując swoje kobiece wdzięki w szpileczkach i eleganckiej kiecce (białych rękawiczek nie zakłada bo mogłyby przeszkadzać w zmywaniu) odpalić odkurzacz ze 3 razy i na bieżąco pozmywać każdy widelczyk itp. I na taką imprezkę wybieramy się właśnie w najbliższą sobotę i już nie mogę się doczekać!!!!!! Z jednej strony żal mi jej a z drugiej zżera mnie zazdrość bo w przeciwieństwie do mnie ma czysto!!!!!! jak to możliwe że jesteśmy siostrami nie wiem. Co do mojej chaty to nie ogarniam podłogi na której ciągle jakieś paprochy przyklejające się do stóp( przecież codziennie odkurzam) zabawki to norma i już przestają mi przeszkadzać ale te paprochy…… Ciuszki nasze kochane……. brudne maja swoje miejsce super ekstra szafka na brudy z ikeii to najlepszy zakup w moim życiu- polecam. Ale co z tymi czystymi? trzeba mieć czas na prasowanie albo przynajmniej powieszenie je odrazu po wysuszeniu do szafy. Półek już nie mam, szybciej ciucha powiesić niż złożyć i położyć na półce tak żeby go potem znaleźć nie wywalając wszystkiego z szafy – wychodząc z cudowna trójką z domu każda minuta jest na wagę złota. Te wyprane ciuchy często gęsto leżą gdzieś w plastikowym koszu i góreczka rośnie- taka całoroczna choinka, którą 3 letni Karolek od czasu do czasu przerabia w lawinę i ma frajdę bo własnie on albo inny członek naszej rodziny został przysypany. I dużo bym mogło tu napisać, ale co tam w sobotę wychodząc na imprezkę, zostawię mój bajzel i posiedzę sobie w czystej chatce, jedząc torta popatrzę na królową czystości w akcji a jak wrócimy wyjmiemy jeszcze parę rzeczy z szafy na zabawki ( tak zabawki też trzymamy w białej szafie z ikeii, nie trzeba ich codziennie układać tylko można wrzucić i po zamknięciu szafy jest porządek 🙂 ) i się pobawimy :), zrobimy kolacje z trudem znajdując miejsce na blacie, poczytamy książki i nie koniecznie odłożymy na swoje miejsce. Czasem mnie trafia gdy patrze na moje mieszkanie ale mówię do siebie- jeszcze za tym Bożenko zatęsknisz, w czystym mieszkaniu będziesz czekać ( mam nadzieje) na wnuki. Dzieci potrzebują czasu uśmiechniętych rodziców, bałagan im nie przeszkadza ba nawet brud nie robi na nich wrażenia. One jak czegoś potrzebują zawsze znajdują, nie wiem w jaki sposób 🙂 Pozdrawiam

    1. cogitka says: Odpowiedz

      Jej, jak ja Ci dziękuję!
      Nie, nie, nie, to już narzekać nie będę. Wolę mieć rupieciarnię niż chorować na „czystą chatę”. Moja mama ma fiksację na punkcie sprzątania, ale nie aż tak,żeby odkurzacz na imprezie włączyć. Szczęście, bo byśmy się tu wszyscy pozabijali.
      Uśmiałam się serdecznie. I widzę siebie, gdy Cię czytam – ta walka o miejsce na blacie to nasza codzienna mała wojenka z brudnymi garami. Ale przecież to oznaka, że ugotowałam wcześniej coś pysznego!!! Niech żyją puste i BRUDNE gary! 😛

  3. co Ci mogę powiedzieć? my mam 50 metrów i podobne kryteria;-) boję się myśleć o większej powierzchni, ale wspieram Cię i przesyłam moc ciepłych, średnio-wysprzątanych myśli;-) co do złotych rad – zadbaj o to, żeby łatwo było sprzątać, czyli szuflady, pudełka i pojemniczki. sprzątanie u naszej Olki to 10-15 minut + czas na odkurzanie/zamiatanie podłogi (nie mamy dywanów, kurz zbiera się na podłodze dramatycznie), ponieważ praktycznie wszystkie zabawki i bibeloty mają swoje pudła, Olka próbuje sama trochę sprzątać, a resztę ja ogarniam wieczorem na zasadzie wrzucania do odpowiednich przegródek. w kuchni polecam serdecznie szuflady, wszystko się niemalże samo pakuje. ja największy problem mam ze swoją minipracownią w kuchni, bo jeszcze nie wymyśliłam w czym przechowywać wszystko. ale całkiem fajnie się to sprawdza (co, niestety, nie oznacza, że sprawdza się zawsze i że nie mamy bałaganu).

    pozdrawiam ciepło!

    1. cogitka says: Odpowiedz

      Mamy pudełeczka, pojemniczki, Ikea się kłania. 🙂
      W kuchni mamy TYLKO szuflady. 🙂
      No i cóż… Ale lepiej mi i dzięki za średnio-wysprzątane myśli. 🙂

  4. Ania says: Odpowiedz

    To ja napiszę tak: ale super, że będziecie mieć swój wymarzony dom! 😀 Pomyśl tylko, wszystkie pomieszczenia będzie wypełniał śmiech dzieci i zapach pieczonych przez Ciebie smakołyków! Wspaniale! 😀

    1. cogitka says: Odpowiedz

      No tego mi brakowało! Dzięki! 🙂 🙂 🙂 Nie widzę jeszcze tego domu, tych wnętrz, ale czuję zapach ciasta czekoladowego z bananami!

Skomentuj Bożena Anuluj pisanie odpowiedzi