Klarcia rozwaliła mój telefon. „Tata weźmie pieniążki i kupi nowy” – powiedziała, widząc moją zmartwioną minę. „Ale tata nie ma tak dużo pieniążków. Telefony są drogie” – wybełkotałam, co mi ślina na język przyniosła. „Ej, no co ty gadasz, jak to nie ma kasy?” – zapytały mnie niemo wielkie, zdumione oczy.
Zabawa, śmichy-chichy, robimy fotki, śpiewamy, przytulamy się, turlamy, zadajemy zagadki. To było naprawdę fajne popołudnie. Nic nie wskazywało na to, że Klara jak gdyby nigdy nic weźmie moją komórkę i zacznie walić ekranem w… grzechotkę Róży. Jebs, jebs, jebs – trzy razy – aż się opamiętałam i zatrzymałam jej rękę w locie. Ja to mam refleks, ha! Udaremniłam jej czwarty jebs.
– Klara, co ty robisz?!
– Nic.
– Jak to nic?
– Nic. Chciałam odłozić twój tejefon na sofę.
To jest kolejne odsłona buntu trzylatka. Wiem, że pisałam, że jeśli rozwali ze złości jeden talerz, nie zrobię afery (TUTAJ). Ale telefon to nie talerz!
– Klarcia, zepsułaś mój telefon. No i co teraz?
– Nic.
– Nie będę mogła do nikogo zadzwonić.
– Wiem…
– Nie zrobię ci ładnego zdjęcia.
– Wiem…
– Nie nagram filmiku, jak śpiewasz piosenkę.
– Wiem… – przy trzecim „wiem” wymiękłam. Mogłaby tak nie patrzeć swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.
– …
– Tata weźmie pieniążki i kupi nowy – myślała, myślała i wymyśliła!
– Ale tata nie ma tak dużo pieniążków. Telefony są drogie – wybełkotałam, co mi ślina na język przyniosła. I nagle zakłopotane oczy Klarci zamieniły się w zdziwione gały. Ha ha ha, tata nie ma kasy, ale żarcik.
*
W naszym domu pieniądze nie są tabu. To temat neutralny, poruszamy go przy śniadaniu, w aucie, na spacerze, po protu kiedy potrzeba. Ważniejsze decyzje, które mają wpływ na nasze finanse, podejmujemy wspólnie (tzn. ja i Marcin). Dziewczyny pewnie nieraz słyszały nas rozmawiających o pieniądzach.
Myślę, że dobrze gospodarujemy tym, co mamy. Nie żyjemy rozrzutnie, ale też nie bardzo sknerowato. Raczej oszczędnie, bo na spełnienie naszego największego marzenia potrzeba strasznie dużo złociszy.
Pieniądze „na dzieci” wydajemy z głową. Kupujemy wszystko, czego młode potrzebują, raz na jakiś czas zaspokajając ich małe zachcianki. Kluczowe jest tu „raz na jakiś czas”, bo nie przypominam sobie, byśmy wyszli ze sklepu z czymś, czego kupować nie planowałam, ale poddałam się, widząc histeryzujące dzieci i innych klientów, którzy patrzą na mnie jak na matkę, która ewidentnie nie ogarnia. Takich akcji nie ma, bo dziewczyny nie histeryzują i nie wymuszają.
(Nadal jestem w szoku po akcji „trzy razy jebs w mój telefon grzechotką”. Czuję, że mam strumień świadomości i strumień pisania, który przestaję ogarniać. :))
PODSUMOWUJĄC, wydawało mi się, że temat pieniędzy mamy dobrze zaopiekowany. Ale akcja z Klarcią zmobilizowała nas, aby raz jeszcze zastanowić się, co nasze księżniczki (lat cztery i pół oraz trzy) wiedzą o złotówkach.
1. Chcielibyśmy, aby dziewczyny były zaradne, pracowite i przedsiębiorcze. Dlatego już dawno temu Marcin wyoślił im, że pieniądze nie biorą się z bankomatu, ale z… pracy. Rozumieją więc, że chodzimy do pracy nie tylko dlatego, że bardzo lubimy nasze zajęcia, ale też po to, by zarabiać pieniądze. Że mama pisze artykuł i dostaje za to pieniążki. Że tata projektuje książkę i dostaje za to pieniążki. Zresztą, „pjaciować” było jednym z pierwszych słów Karoli.
2. Rozumieją także, że można wydawać tylko to, co się ma. Słowa „kredyt” nie znają i oby tak zostało. A więc nie mogę kupić im ciasteczek, a później iść do pracy. Najpierw muszę iść do pracy, a potem mogę kupić im ciasteczka. Karola skumała to już dawno temu. Może miała wtedy dwa i pół roku…?
– Dlaczemu się myjeś?
– Bo jestem brudna.
– Dlaczemu jeśteś bjudna?
– Bo pracowałam.
– Dlaczemu pjaciowałaś?
– Bo lubię i żeby zarobić pieniążki.
– Na siukienki dja mnie…?
3. Nie znają jeszcze wartości pieniądza. Nie wiedzą, co można kupić za złotówkę a co za stówę. Ogarniają tylko to, że lepiej mieć papierki niż monety. Co za tym idzie – nie rozumieją, co to znaczy, że coś jest „tanie” albo „drogie”. Póki co bardzo się z tego cieszę, bo dzięki temu nie patrzą na prezenty przez pryzmat kasy. Nie ma dla nich znaczenia, czy dostaną książeczkę za parę złotych, czy skrzypce za kilka stów. W każdym razie mój argument, że tata nie kupi kolejnego telefonu, bo telefony są DROGIE, był bez sensu.
4. Wiedzą, że są ludzie, którym brakuje pieniędzy na podstawowe potrzeby. Kiedy w różnych sytuacjach słyszą o biednych dzieciach, mają intuicyjne poczucie niesprawiedliwości.
5. Rozumieją, że mogą dzielić się tym, co mają. Wiedzą, że pochwalamy dzielenie się z innymi (przy pełnym poszanowaniu ich własności – np. nigdy nie wymuszamy, by dzieliły się zabawkami, gdy ewidentnie z jakiegoś powodu nie mają na to ochoty). Z tym dzieleniem bywa, oczywiście, różnie. Klara ma etap bezinteresownego dawania. Gdy widzi smutną buzię, oddałaby drugiemu ulubioną zabawkę. Za to Karola chętniej podzieliłaby się tym, co jej zbywa. Taki czas.
6. Widzą, że dzielenie się pieniędzmi daje prawdziwą radość. Pewnego razu dostaliśmy list od mamy ciężko chorego chłopca. Dorzuciliśmy się do publicznej zbiórki na operację jego oczka. Wdzięczna matka osobiście podpisała kilka (lub kilkanaście) tysięcy podziękowań i wysłała pocztą do darczyńców. Gdy Marcin otworzył list i dziewczyny zobaczyły zdjęcie chłopczyka, naturalnie zapytały „kto to?”. Opowiedzieliśmy im jego historię i wspólnie z nami cieszyły się z udanej operacji. Innym razem zbieraliśmy pieniądze na operację córki znajomych. Bardzo się przejęły losem dziewczynki, która jest ich rówieśniczką i narysowały dla niej wielkie serce. Charytatywny festyn dla Natalki był w naszym domu radosnym świętem.
7. Pieniądze kojarzą im się dobrze – z małymi przyjemnościami dla nich i sprawianiem radości innym. Nie wiedzą, że wykorzystane w niewłaściwy sposób mogą kogoś bardzo skrzywdzić.
Dziewczyny lubią bawić się w sklep. Mają radochę, gdy wygrzebią mi z portfela kilka grosików i kupują misie „za prawdziwe pieniądze”. Kiedyś Marcin dał im po kilka monet, by w sklepie „dorzuciły się” do rachunku. Czuły się takie dorosłe, poważne i odpowiedzialne – szaleństwo. 🙂 Zastanawiamy się, czy już teraz nie wprowadzić im drobnego kieszonkowego, ale o tym już następnym razem.
A co Wasze dzieci wiedzą o pieniądzach i… zepsutych smartfonach? 🙂